W numerze grudniowym druga część opracowania o łowieniu bałtyckich płastug piórem Andrzeja Jaworka. Zapraszamy do lektury.

W numerze grudniowym druga część opracowania o łowieniu bałtyckich płastug piórem Andrzeja Jaworka. Zapraszamy do lektury.
W numerze listopadowym pierwsza część opracowania o łowieniu bałtyckich płastug. Zaproszenie od autora znajdziecie na naszym kanale YT.
Dodatkowych materiałów, filmów, ciekawostek, szukajcie na naszych mediach społecznościowych i kanale YT klikając poniższe ikony.
W numerze pażdziernikowym poznacie tajniki łowienia mnorkich leszczy czyli “bałtyckiego złota”. Zapraszamy do lektury.
Dodatkowych materiałów, filmów, ciekawostek, szukajcie na naszych mediach społecznościowych i kanale YT klikając poniższe ikony.
Na sam koniec swojego urlopu postanawiam sprawdzić co dzieje się na mojej przydomowej plaży.
Tego dnia już od samego rana miałem ‘wczutkę’, wszystko składało się w spójną całość – przyszło ochłodzenie, niebo było w pełni zachmurzone i powoli wzmagał się północny wiatr, a razem z nim falowanie. Leszcze to lubią. Mam wrażenie, że wyczekiwały tej zmiany pogody tak samo mocno, jak ja.
Na bałtyckiej plaży nie było mnie prawie dwa miesiące, co miało związek z trwającym sezonem wakacyjnym. Po prostu łowienie w tłumie nie sprawia mi przyjemności, dlatego dałem sobie odpocząć i spokojnie wyczekiwałem schyłku lata.
Nad wodą pojawiam się około godziny 17, nie spieszyłem się. Wiedziałem, że jeżeli ma się coś wydarzyć, to godzina nie będzie miała znaczenia.
Miejsce losowe, blisko zejścia, trudne technicznie. Przy samym brzegu jest duże wypłycenie sięgające kilkanaście metrów w głąb morza, po którym przewalają się fale przyboju.
Od jakiegoś czasu staram się wychodzić ze swojej strefy komfortu na prywatnych wypadach i łowić w niewygodnych miejscach. Procentuje to później w trakcie połowów, zwłaszcza na zawodach, gdzie liczy się zlądowanie każdej zaciętej ryby.Po rozłożeniu wędek szybko typuje miejsce do położenia zestawów.
Rewa jest blisko, nie dalej niż 80 metrów od brzegu.
Pomiędzy nią a brzegiem jest kocioł, za nią spokojne morze. Zestawy kładę w pianie na wewnętrznym stoku rewy. Wiem, że leszcze lubią takie miejsca.
Po kilku minutach przerzucam zestawy, żeby nie spalić dnia rybą z pierwszego rzutu.
Na branie nie musiałem długo czekać, chwilę po przerzuceniu zestawów na plaży ląduje pierwszego leszcza. Po jego wyglądzie i kondycji wiem, że ryby pomału zaczynają już czuć zbliżającą się jesień.
Od tego momentu zaczyna się prawdziwa zabawa, notuję branie za braniem. Łącznie wyciągam 13 leszczy i 3 spinam na wypłyceniu pod nogami.
Największy leszcz tego dnia ma ponad 65 cm. Oprócz tego mam kilka pustych brań, głównie w trakcie holi ryb na drugim kiju.
Pomimo przeczucia, że coś się zadzieje, nie sądziłem, że będzie aż tak dobrze. Po 3 godzinach kończę, ryby wraz z szarówką znikają, za to wraz z rosnącą cały czas falą pojawia się duża ilość zielska.
Myślę, że Bałtyk po przerwie przywitał mnie w najlepszy, możliwy sposób. Spełniony i wyłowiony wracam do domu.
opracował. Michał Abramczuk
Dodatkowych materiałów, filmów, ciekawostek, szukajcie na naszych mediach społecznościowych i kanale YT klikając poniższe ikony.
We wrześniowym magazynie otwieramy nowy cykl ” Łowimy bałtyckie gatunki z Polską Szkołą Surfcastingu”. W kolejnych numerach, znajdziecie opracowania wszystkich bałtyckich gatunków, piórem Andrzeja Jaworka, byłego Trenera Kadry oraz członka komisji sportowej międzynarodowej federacji sportów wędkarskich CIPS. Serdecznie zapraszamy do lektury i odwiedzania naszego profilu na FB, po bieżące i interesujace informacje.
Dodatkowych materiałów, filmów, ciekawostek, szukajcie na naszych mediach społecznościowych i kanale YT klikając poniższe ikony.
Przy okazji tegorocznych wakacji w Dolomitach udało mi się wygospodarować dwa dni na krótki wypad nad Adriatyk.
Od samego początku pomysł ten wiązał się z różnego rodzaju przeciwnościami, m.in. z brakiem miejsca na wędki i sztyce w aucie, czy (jak się później okazało) dosyć wymagającą trasą przez góry. Na szczęście dla chcącego nic trudnego i finalnie udało mi się powędkować z włoskiej plaży.
Proces przygotowawczy rozpocząłem od wybrania palcem na mapie (dosłownie) miejscówki. Wybór padł na plaże w miejscowości Lignano.
Po upewnieniu się, że w okolicy znajduje się sklep wędkarski, wziąłem się za teorię. Co się aktualnie łowi, na jakie zestawy i na jakie przynęty. W dobie internetu i przy odrobinie chęci można zebrać naprawdę wiele cennych informacji, które zaprocentują później w postaci wyników w trakcie połowów.Teraz kiedy byłem już odpowiednio nakręcony, musiałem rozwiązać problem spakowania wędek i sztyc do samochodu. Z pomocą przyszły mi pasy do transportu wędzisk pod sufitem auta nabyte, jakiś czas temu na pewnym portalu oferującym produkty wszelakie z Chin i muszę przyznać, że spisały się świetnie. Z pozostałą częścią ekwipunku nie było już problemu, kołowrotki, pare ciężarków, kilka gotowych body do zestawów i materiały do przewiązania przyponów zmieściły mi się w jednej torbie, która była jednocześnie… lodówką na przynęty. Minimalizm w czystej postaci.
Moment wyjazdu nad Adriatyk nadszedł bardzo szybko. Z jednej strony mocno go wyczekiwałem, a z drugiej zwiastował szybko nadchodzący koniec wspaniałego urlopu. Trasa, którą miałem do pokonania wynosiła trochę ponad 200 kilometrów, z czego jedna połowa wiodła przez góry, w tym szczyty, a druga po autostradzie. Łączny czas potrzebny na jej przebycie wynosił niecałe 4 godziny, z czego tylko godzina była potrzebna na przejechanie odcinka autostradowego. Odcinek górski był wyjątkowo wymagający, tak samo dla mnie, jak i mojego samochodu, ale widoki po drodze wynagradzały wszystko.
Wyjeżdżam w poniedziałek rano i o 11.00 docieram na miejsce, punkt docelowy to wbity w nawigację lokalny sklep wędkarski. Właściciel bez problemu porozumiewa się po angielsku i bez wahania wskazuje mi na mapie plaże, które warto w tym okresie odwiedzić. I tutaj pojawiają się pierwsze schody.
W związku z trwającym w pełni sezonem turystycznym obowiązuje zakaz wędkowania z plaż na otwartym morzu w godzinach od 8 do 19, ale za to bez ograniczeń można wędkować w lagunie. To zaburza cały mój ambitny plan na wędkowanie ‘do bólu’ przez najbliższe dwie doby. Kolejnym problemem jest brak bibi i razorów, które mają pojawić się w sklepie dopiero następnego dnia rano. Na miejscu są tylko robaki koreano i mrożone kalmary – biorę dwa opakowania tych pierwszych i paczkę drugich i wiedząc, że mam jeszcze sporo czasu do 19 ruszam na zwiedzanie samego Lignano.
Na plaży pojawiam się około godziny 15, gdzie od razu robię rekonesans organoleptyczny. Plaże na otwartym morzu od tych przy lagunie oddziela molo z małą latarnią na jego końcu. Od strony laguny od razu zauważam wędkarzy stojących jakieś 30 metrów od brzegu po pas w wodzie z wędkami na sztycach wbitymi w morskie dno.
Pierwsze co rzuca mi się w oczy to sprzęt, którym łowią. Były to mocniejsze feedery z kołowrotkami w rozmiarze 5-6 tysięcy, każdy ma też podbierak. Nie zastanawiając się długo, rozkładam jedną wędkę i rozpoczynam wędkowanie. Odpuszczam sobie jednak wchodzenie do wody i bez problemu dorzucam z brzegu na odległość, na jakiej miejscowi lokują swoje zestawy. Przez niecałą godzinę nie wydarza się nic ani u mnie, ani u “lokalsów”. Szybko dochodzę też do wniosku, że to nie moja bajka, więc kończę łowienie i przenoszę się na część plaży po stronie otwartego morza.
Plaża po tej stronie fary (po włosku latarni, która akurat w tym przypadku jest granicą pomiędzy laguną a otwartym morzem) podzielona jest przez kamienne opaski na nieduże sekcje. Wybieram najbardziej obiecującą w mojej ocenie klatkę i zaczynam odliczać czas, jaki pozostał do godziny 19.Łowienie rozpoczynam dopiero przed godziną 20, bo dopiero o tej porze plaża i co istotniejsze, kąpielisko pustoszeje.
Od pierwszych minut zaczynam notować brania i lądować pierwsze ryby na brzegu. Dominują dorady, a pomiędzy nimi pojawiają się pojedyncze mormory. Wielkości sportowe i z biegiem czasu malejące, ale to, co muszę oddać tym rybom to ich waleczność. Mormora w rozmiarze +/- 25cm na przyponie 0,16 potrafiło mi już delikatnie zagrać na hamulcu, tak samo podobnych rozmiarów dorada.
W kwestii sprzętu to do tematu podszedłem w mocno filigranowy sposób, ciężarki o gramaturze 80g, długie, ponad metrowe przypony z cieniutkiego fluorocarbonu oraz haczyki w rozmiarze 6-7 do koreano i 4 do kalmarów.
Ryby odławiałem zarówno spod nóg, jak i z dalszego dystansu, a dominującą przynętą był koreano. Na kalmara nie miałem nawet brania, ale to stosunkowo selektywna przynęta.
O 22 wzmaga się wiatr, a brania ustają, więc kończę łowienie i wycieńczony po upalnym dniu udaję się spać do samochodu.
Na plaży pojawiam się następnego dnia o 5 rano, spałem w samochodzie zaparkowanym kilkadziesiąt metrów od plaży, dlatego 15 min po budziku zarzucałem już pierwszy zestaw do wody. Zaczęło się super, z pierwszych rzutów ląduję doradę i mormorę i… to by było na tyle.
Zaliczam mocny falstart, kilkanaście minut od rozpoczęcia wędkowania wzdłuż plaży w kierunku laguny zaczyna płynąć ogromna ilość trawy morskiej. Ma to związek ze zbliżającym się szczytem przypływu. Pływy na Adriatyku, przynajmniej w jego północnej części, występują i są całkiem dobrze zauważalne. Nie trzeba uciekać, nie wiadomo ile metrów do tyłu, przed napływającą wodą, ale jej napór jest dobrze widoczny.
Czas ucieka, o 8 trzeba kończyć wędkowanie, więc zaczynam zagęszczać ruchy, przyjmuje tempo zawodnicze. Zestaw w wodzie utrzymuje się tylko kilka minut, a pod nogami mam coraz mniej piasku i coraz więcej trawy. Walczę do samego końca, ale od momentu, w którym zaczyna płynąć trawa, nie łowię już żadnej ryby.
Od kolejnego okienka połowowego dzieli mnie 11 godzin, więc podejmuję decyzję o powrocie do miejsca wypoczynku w górach. Chętnie bym został na dogrywkę, ale zdrowy rozsądek zwycięża. Nie chciałem wracać późną nocą przez góry, zwłaszcza po całym dniu na rozgrzanej słońcem plaży.
W drodze powrotnej zajechałem jeszcze do sklepu podziękować właścicielowi za wskazanie mi fajnego miejsca do wędkowania. Facet bardzo się ucieszył, że udało mi się złowić kilkanaście ryb. Byłem też świadkiem popularności bibi, które dopiero co przyjechało – kolejka kończyła się poza sklepem.
Na odchodne właściciel powiedział mi, że przyjechałem o kilka dni za szybko, bo sensowniejsze ryby zaczyna się w tym rejonie łowić dopiero na początku września i miał rację, bo widzę co tamtejsi wędkarze, zaczęli wrzucać w ostatnich dniach na lokalną grupę na FB. Ale nic nie szkodzi, główny cel został osiągnięty – dotarłem, złowiłem zupełnie nowe dla mnie gatunki i zdobyłem to, co dla mnie w tym wszystkim najcenniejsze, nowe doświadczenie.
Na koniec chciałbym też pochwalić Włochy, przynajmniej ten rejon, jeżeli chodzi o podejście do plażowiczów. Bez problemu można znaleźć darmowe miejsce postojowe niedaleko plaży, same plaże są czyste, co kawałek są prysznice i toalety. Nic tylko jeździć i łowić!
opr. Michał Abramczuk
Dodatkowych materiałów, filmów, ciekawostek, szukajcie na naszych mediach społecznościowych i kanale YT klikając poniższe ikony.
Wreszcie udało się! Po przerwie spowodowanej pandemią COVID, w lipcu bieżacego roku, udało się pojechać po raz kolejny, na jedne z najbardziej prestiżowych zawodów w wędkarstwie plażowym, organizowanych w Europie. Jak zwykle było bardzo intensywnie, dynamicznie. Pięknych ryb i pozytywnych emocji, nie brakowało.
Nie można się także powstydzić wyniku, bowiem w doborowej stawce prawie 73 par, które staneły na starcie tej dwudniowej imprezy, jeden z naszych zespołów – w składzie Steven Mason i Andrzej Jaworek – zajął 25 miejsce.
Jednym z kluczy, w osiągnięciu dobrego wyniku, było także szczęście w losowaniu plaż. Pierwszy dzień na plaży, był dosysć dynamiczny z mocnejszym falowaniem i właśnie ten dzień dał lepsze możliwości zawodnikom, którzy wylosowali plażę położoną w miejscowości Knokke. Niestety nie zaliczaliśmy się do tej grupy.
Drugi dzien to całkowita zmiana warunków, słabe falowanie i trudniejsze łowienie. W ostatnich 30 minutach drugiej tury, Steve i Andrzej łowią dwa piękne mullety. Jeden o długości 50cm, ktory pozwolił sie przesunąć w klasyfikacji zawodów. Jak się okazuje, nie można tracić nadzieji dopóty, dopóki “piłka w grze”.
Dodatkowych informacji oraz zdjęc z imprezy szukajcie na profilu organziatora i naszym profilu FB.
https://www.facebook.com/NorthSeaMastersBelgium
Dodatkowych materiałów, filmów, ciekawostek dotyczących wędkarstwa plażowego, szukajcie na naszych mediach społecznościowych i kanale YT klikając na poniższe ikony pod zdjęciem.
W czerwcowym numerze WW znajdziecie druga część opracowania o łowieniu bałtyckich belon. Tym razem będzie zarówno o spławiku jak i o spiningu. Zapraszamy do lektury.
Dodatkowych materiałów, filmów, ciekawostek, szukajcie na naszych mediach społecznościowych i kanale YT klikając poniższe ikony.
W majowym numerze WW Andrzej Jaworek odkrywa przed Wami tajemnice łowienia bałtyckich belon. Bogato ilustrowaną pierwszą część artykułu, znajdziecie na stronach 52-55 majowego magazynu Wiadomości Wędkarskie.
Dodatkowych materiałów, filmów, ciekawostek, szukajcie na naszych mediach społecznościowych i kanale YT klikająć poniższe ikony.